Dzień po piwkach i naftówkach, gazówkach i benzynówkach przyszedł czas na zwiedzenie Bazaru Krakowskiego. Ja się upierałam, żeby tam pójść, bo w przewodniku było napisane, że wejść na halę po starym dworcu autobusowym mogą tylko ludzie o mocnych nerwach i żołądku, bo sprzedają tam mięso (oszczędzę szczegółów). Poza tym, jeśli ktoś planuje zakup sukni ślubnej, to tylko na Krakowskim Bazarze - jest nawet wydzielona strefa ślubna.
A za halą odkryłyśmy cudowne miejsce - bazar warzywno - owocowo - nabiałowo - różny!
Później szybkie zakupy pamiątek na bazarku przy głównym rynku, pakowanko, koncert i rano w sobotę do domku.
 |
Owoce morza. |
 |
Suszona ryba. |
 |
Pyszne rurki z kremem ;) |
 |
Opera. |
 |
Bazarek. |
 |
Krówka i pasterz. |
ile welonów... ciekawe miejsce! i szkoda, że Twoja relacja właśnie dobiegła końca...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Do tych czereśni to sama chętnie bym łapki włożyła! A potem do buzi!
OdpowiedzUsuńGdybym się dobrał do tych czereśni, chyba nic by z nich nie zostało. :)
OdpowiedzUsuńCiekawe miejsce. W sumie nigdy nie byłem w Europie Wschodniej, a szkoda, bo słyszałem, że warto. Może w tym roku uda się zorganizować jakiś wypad... :)
Rewelacja!
OdpowiedzUsuń