Początkowo głównym tematem tego posta miały być muffinki, ale niestety, nie będę owijać w bawełnę - nie wyszły mi ;) a raczej nie wyszły na tyle (szczególnie wizualnie), żeby było czym się pochwalić, bo w smaku były całkiem całkiem :). Na swoje usprawiedliwienie mogę dodać, że to były moje pierwsze w życiu muffinki, ale na pewno nie ostatnie!
A piekłam je po to, żeby w niedzielę zawieść je na wieś. I ogórki małosolne też zawiozłam (dobrze, że chociaż to mi wyszło!).
Na wsi spaliłam sobie kark i ramiona, ale wypoczęłam, wygrałam w badmintona i piłkę i zjadłam pyszny sernik na zimno z leśnymi jagodami.
Bocian! |
Za ogórki się miałam wziąć też żeby na wyjazd małosolne były ale już nie zdążę do soboty. Zrobię po wyjeździe :) A muffinki albo jakieś ciastka upiekę na pewno. Może jakiś fajny przepis masz? :)
OdpowiedzUsuńPrzepisu nie mam, bo ja nie umiem piec ciast(ek). Właśnie staram się to zmienić ;) A ogórki to spokojnie się "zrobią" do soboty, u mnie wystarczyło pół dnia i noc i już można było jeść.
Usuńjak pięknie:)uwielbiam takie wiejskie klimaty i ogóreczki też;)
OdpowiedzUsuńAle fajnie! W badmintona chętnie bym sobie zagrała... (sto lat tego nie robiłam!). ps. zdj z motylkiem na odbitkę :)
OdpowiedzUsuńNa partyjkę (lub cały turniej;)) badmintona zapraszam w sierpniu! :)
Usuń