W tym roku wiosna przyszła dzień wcześniej :) Bardzo się cieszę, bo to znaczy, że będzie o jeden dzień dłuższa.
A ja nie mogłam wytrzymać i już w niedzielę wybrałam się na poszukiwania wiosny do lasu. Pogoda była piękna, niebo bezchmurne, słoneczko świeciło, wiatru w lesie nie było, ale oznak wiosny też nie było... Dopiero przy pospacerowej kawie zobaczyłam, że jednak wiosna nas w lesie spotkała - zupełnie niepostrzeżenie zabrała mi moją grubą, wełnianą, różową czapkę! (i już jej nie znalazłam - nawet ślady szczęśliwych podków nie pomogły).
Dopiero w swoim własnym ogródku zobaczyłam wiosnę:
no to ci wiosna-złodziejka :)
OdpowiedzUsuńprześlicznie jest w Twoim ogródku...
Pięknie! A inne końskie wiosenne slady też były? :D
OdpowiedzUsuńByły, były, ale pomyślałam, że na bloga nie bardzo się nadają ;)
UsuńMój paraogródek będzie wyglądał koszmarnie jeszcze przez parę miesięcy, bo z racji braku słońca mam same niepełnosprytne roślinki :( Musisz szybko dodać więcej zdjęć, bo Twoje mięcho mnie odstrasza jak zjeżdżam niżej. Szybko szybko!
OdpowiedzUsuńW Krakowie nie ma słońca? Jak to?
UsuńOk, postaram się niedługo coś dodać, chociaż mięsko bardzo dobre wyszło, a pod nim już tylko warzywka są ;)
Piękną wiosna tylko czemu ja jej jeszcze nie widziałam??? A już tak bym chciała...
OdpowiedzUsuńNo coś ty? Wszędzie już widać wiosnę! :)
UsuńTylko, że ona się pojawiła jak wyjechałam na narty i jak wróciłam to znikła. Ale mam nadzieje, że niedługo wróci już tak pełna parą i na dobre:).
OdpowiedzUsuńOoo narty! czekam na relację na blogu :)
Usuń