Jeszcze tydzień potrzebowałam, żeby dojść do siebie po festiwalu i wstawić posta ;)
Kiedy (chyba) w kwietniu dowiedziałam się, że The Knife zagra w Polsce, wiedziałam, że chociażby się waliło, paliło, ja na tym koncercie będę! Było niesamowicie! Najpierw rozgrzewka prowadzona przez uroczego pana w damskich ciuszkach, później pierwsze takty piosenki z nowej płyty, a na koniec już tylko szał przy starszych kawałkach. Kolejny koncert życia "zaliczony" :).
Poza tym poznałam kilka nowych dla mnie zespołów (When Saints Go Machine, Capital Cities...), z którymi zaprzyjaźnię się na dłużej. Wybawiłam i wytańczyłam się za wszystkie czasy (tzn. do czasu, kiedy Gruszka nie znajdzie kolejnego super-koncertu ;)).
Sam wyjazd do Warszawy jak zwykle był bardzo udany :) Nie wzięłam aparatu, więc mam tylko kilka zdjęć z telefonu.
Piknik :) |
When Saints Go Machine |
mmm, koncerty i festiwale! jeszcze wspominam open'era i już się nie mogę doczekać czegoś kolejnego :) kolejnego "koncertu życia"! pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJeszcze kilka "marzeń" mi zostało :)
UsuńEch te koncerty, każdy ma swój urok i klimat:) Tak pomalowanego krzesła to jeszcze nie widziałam:)
OdpowiedzUsuńNawet nie próbowałam na nim siadać, trochę złowrogo zerkało ;)
UsuńAle fajne! Też bym chciała pojechac na takie wypasy :-)
OdpowiedzUsuńW przyszłym roku! Lub na openera :)
UsuńJedno z muzycznych marzeń spełnione. Wymyślaj następne! :)
OdpowiedzUsuń